Szczęść Boże
Chciałbym podzielić się moją radością. Byłem „potworem”, w życiu widziałem tylko alkohol i nikotynę. Matka płakała przeze mnie i modliła się o moje nawrócenie. Ja sam będąc nędznikiem uzależnionym od alkoholu, widziałem, że bez modlitwy i Bożej pomocy nie dam sobie rady. W pewną niedzielę wczesnym rankiem wyszedłem z domu i pojechałem do Lichenia, by u tronu Bolesnej Królowej Polski szukać ratunku i pomocy. Pociąg do picia miałem ogromny, ale piwa się nie napiłem, tylko poszedłem do kratek konfesjonału, by ten ciężar grzechu pijaństwa zrzucić z siebie. Natrafiłem na dobrego spowiednika, który dałmi solidny wycisk, pokuta była surowa.
Zacząłem modlić się na różańcu. Pomyśleć: alkoholik i różaniec, a jednak można. W każdy poniedziałek i czwartek odmawiałem radosne części różańca o wyzwolenie z nałogu. Chowałem się z różańcem, żeby mnie nikt nie widział i tak w skupieniu modliłem się o wyzwolenie z nałogu. Nie przychodziło to łatwo, ale spowiednik zapewniał mnie, ze przyjdzie zwycięstwo przez Maryję, tylko muszę być cierpliwy.
Była niedziela, coś nie dawało mi spokoju i poszedłem do spowiedzi. W aklamacji przed Ewangelią były znamienne dla mnie słowa, które pamiętam do dzisiaj: „Nie wyście mnie wybrali, ale ja was wybrałem, abyście szli i owoc przynosili”. Gdy przyjąłem Komunię św., modliłem się: „Panie Jezu, jeżeli to ty mnie wybrałeś, niech mym owocem będzie zerwanie z nałogami, które mnie dręczą”. Od tej chwili stałem się innym człowiekiem, wróciła radość i uśmiech. A kiedy trzeba było otoczyć opieką ciężko chorą mamę, nie sprawiło mi to problemu, bo wówczas wiedziałem, co to znaczy miłość, co znaczy troska i opieka nad drugim człowiekiem.
Dzisiaj jestem osobą samotną, ale radosną. Radosną, bo mam w ręku różaniec, który odmawiam codziennie. Radosną, bo czytam „Zeszyty Maryjne”. Szkoda, że stan zdrowia nie pozwala mi przyjechać do Lichenia, ale pozostaję z Wami w duchowej więzi przez „Zeszyty Maryjne” i „Licheńskiego Pielgrzyma”.
Jarosław N.